strona glowna
sponsorzy
trasa
o nas
przygotowania
wiesci z trasy
galeria
Sponsorzy:
Kontakt:

chinol
3207257

laska
509242

21-07-2007 Dzień 17: Pierwszy poranek w Polsce od 16 dni. Dupy nas bolą ale wsiadamy, żeby zrobić jeszcze te 300km do Poznania. Jedziemy i smutno jakoś, ludzie nie trąbią, dzieciaki nie machają, można płacić kartą i wiedzą co mówimy :) Późnym popołudniem lądujemy w domu. Przejechaliśmy według GPSa 5468km i jesteśmy "wydymani jak koń po westernie". Zaczynamy się zastanawiać gdzie pojedziemy w przyszły weekend... :)
20-07-2007 Dzień 16: Tradycyjnie sprawnie zbieramy się i ruszamy o 12. Już wiemy dlaczego na południu wszystko tak długo się załatwia. Tu się nie da szybko i sprawnie działać. Za rok jedziemy do Norwegii. Szybko dojeżdżamy do granicy ze Słowacją i bierzemy kurs na słowackie Wysokie Tatry. Tam łapie nas burza. Śliczne widoki z ciekawym oświetleniem. Jemy obiad w knajpie w Starej Lubownie, tam gdzie z chłopakami, w ubiegłym roku po zlocie w Bieszczadach. Pyszne jedzenie, dobry Pilsner Urquell (szukamy sponsorów ;) na przyszły rok) i kelnerka, która podrywa Chińskiego. Wieczorem docieramy do Bytomia i nocujemy u Olka i Iwony. Wielkie dzięki za nocleg, śniadanie i kolację :)
19-07-2007 Dzień 15: Po otwarciu namiotów widzimy setkę krów. One też są zdziwione. Szybko się zbieramy, robimy fotki rumuńskiego pasterza, lat 7 i ruszamy na Węgry. Znowu gorąco, pocą nam się nawet oczy. Obiecujemy sobie, że tym razem się wykąpiemy wieczorem. Po przekroczeniu granicy chińska AT umiera. okazuje się, że po poznańsku ustawiona nie daje sobie rady z gorszym paliwem. Ale pali mniej... bo nie jedzie :) (sorki, Chinol) Jedziemy w upale i szukamy noclegu. Po różnych perturbacjach lądujemy na kempingu z basenem. Podgrzewanym. :) Taki węgierski Ciechocinek. Termalne wody i towarzystwo geriatryczne. Ale mają zimne prysznice i zimne piwo. Komary jak Hueye latają nad nami i atakują najbardziej Chińskiego. Z telewizora idzie hungarski funk, Marta klepie do rytmu, Chiński klepie komary... Chłopacy są już w domu.
18-07-2007 Dzień 14: Rano dostajemy rumuńskie śniadanie, całkiem niezłe i wiadomość, że pokoje były po 70 (seventy, seven and zero). Drugi raz zostaliśmy na wyprawie wydymani. Płacimy i źli ruszamy w stronę miasta. Tam niestety się rozdzielamy, Darek i Wojtek muszą szybciej wracać do Polski. Dziewczyny płaczą, chłopaki też lepiej nie wyglądają. My, Chinol z Magdą i Laska z Martą, ruszamy na transfogarską a Darek i Wojtek jak najszybciej w stronę Węgier. Z każdym zakrętem poprawia nam się popsuty od rana humor. Jest pięknie, góry, strumienie i dużo zakrętów. Po drodze spotykamy motocyklistów z Piotrkowa Trybunalskiego (chyba) na GSie i jakimś Suzuki. Chwilę gadamy, dowiadujemy się, że jacyś Afrykanerzy z Rzeszowa też szaleją po Rumunii :) Ruszamy na północ. Przejeżdżamy i nie robi to na nas takiego wrażenia jak Albania albo trasa z Bania Luki do Mostaru ale jest naprawdę ładnie. Dojeżdżamy do Sighisoary, takiego rumuńskiego Kazimierza. Spotykamy cyklistów z Polski, jest piętnasta a oni już siedzą na browarze i w okolicy żadnego roweru nie widać. Pokazują zdjęcia, że niby jeżdżą :) Dziewczyny po piwie, my po coli i ruszamy na północ szukać noclegu. Za darmo! Po dwukrotnych, nie wzbudzających uwagi ;) przejazdach przez rumuńskie wioski znajdujemy idealne miejsce nad rzeką. Rzeka śmierdzi, 500m dalej przechodzi trasa E60 a rumuńskie dzieci trzeba przesuwać, żeby rozstawić namiot. A pompka do pompowania materaca na 12V to dla nich prawie prom kosmiczny :) Pilnują nas do 23, co chwila powtarzając "ej kolega, mandziare", cokolwiek to znaczy. Chiński przekupuje ich naklejką z Montenegro i idą do domu. My też idziemy czujnie spać. Wysyłamy chłopakom namiar z GPSa i przykazanie, że jak się nie odezwiemy mają po nas wracać :) Oni śpią w hotelu w Popradzie :)
17-07-2007 Dzień 13: Do 16:00 dochodzimy do siebie, leżymy i pijemy herbatki, wody, plusze i inne multiwitaminy. Rezygnujemy z wyjazdu nad deltę Dunaju i ruszamy w stronę Gór Fogarskich. Jazda przez wschodnią Rumunię przypomina przejazd przez patelnię. Grzeje z góry i od asfaltu, wieje gorący wiatr... Regularnie stajemy na pojenie. Jedziemy bez kurtek i rozważamy zdjęcie spodni. Późnym wieczorem dojeżdżamy do Courtes de Arges, Europejskiej Stolicy Kulturalnej. Szukamy noclegu i znajdujemy jakiś pensjonat za miastem. Ma kosztować 17 (seventeen, one and seven) ichnich pieniędzy. Ładne pokoje, ciepła woda. Nie dajemy rady nawet dopić piwa i idziemy spać.
16-07-2007 Dzień 12: Wstajemy skoro świt (9:00), jemy ostatnie śniadanie przygotowane przez Krasimirę i sprawnie przygotowujemy motocykle. Laska wykorzystuje chwilę nieuwagi samotnie podróżujących kolegów i porywa Krasimirę na przejeżdżkę. Krasimira była przekonana, że tylko pozuje do zdjęcia na motorze, echh trudności językowe. Ruszamy o 12 :) Po 2-3 godzinach dojeżdżamy do Rumunii i wjeżdżamy na pierwszą plażę w Vama Veche i naprawdę chcemy tam zostać. Hippisi, dziewczyny topless (Rumunki są ładniejsze od Bułgarek :)), bar na plaży... Ale tylko 200km, więc ruszamy dalej. I nas pokarało... W Konstancy prowadzący wycieczkę Chinol skręca do REALa i okazuje się, że jego pasażerka, Magda, mdleje. Objawy wskazują na zatrucie pokarmowe albo udar słoneczny. Po dwugodzinnym odpoczynku, połączonym z zakupami i jedzeniem podejmujemy decyzję o jeździe do szpitala. Po wizycie tam, Magda poczuła się na tyle dobrze, żeby stamtąd uciekać. To co słyszeliście o szpitalach w Rumunii to niestety prawda. Postanawiamy jeździć ostrożnie. Lądujemy na kempingu jakieś 20km na północ od Konstancy. Próbujemy zebrać siły. W nocy odwodnienie dopada Laskę i Chinola.
15-07-2007 Dzień 11: Wczorajszy dzień odpoczynku zakończył się wizytą w bułgarskiej dyskotece Nemo i Messalina (dwa bliźniacze kluby). Dziś wymagamy kolejnego dnia odpoczynku. Wrzucamy zdjęcia do galerii na stronie.
14-07-2007 Dzień 10: Wstajemy przed poludniem i dowiadujemy sie, ze jestesmy godzine w plecy. I odwrotnie kreca tu glowami, nie na tak i tak na nie, czy jakos tak... Jest dobrze, zona wlasciciela hotelu wpuszcza nas za bar i piszemy relacje z ostatnich kilku dni. Wlasciciel baru jeszcze nie wstal, silowal sie na reke z Darasem... Idziemy na plaze nudystow :)
13-07-2007 Dzień 9: Piatek trzynastego. Rano przejezdzamy przez Kosowo, niby normalny kraj ale co chwila przejezdzaja zolnierze z KFOR i biale samochody UN. Na wyjezdzie posterunek z polska flaga i opalajacym sie szwejkiem :) Wjezdzamy do Macedoni, fajna flaga i pastelowe kolory. Dzieciaki podbiegaja na swiatlach i bramkach przy autostradzie! Przejezdzamy Macedonie i wjezdzamy do Bulgarii, baaardzo wesoly pogranicznik na wyjezdzie i wreszcie Unia Europejska, zadnego sprawdzania :) Potem cala Bulgaria w poprzek, zsiadamy tylko na tankowania i bardzo tanie jedzenie. Noca dojezdzamy do Burgas, potem uderzamy do Pomorie i szukamy noclegu. Jest ciezko ale Daras, ktorego oczy wytrenowane ogladaniem sie za krajobrazami :), dostrzegaja accomodation office - Pani mowi prawie po polsku i zalatwia nam super nocleg. Stawiamy moto w knajpie i idziemy na male piwko (Zagorka), Daras polozyl wszystkich na reke, nawet stol mu sie nie oparl. Udany dzien, zrobilismy 700km i znalezlismy super nocleg. Te 700km to na motorach zrobilismy :)
12-07-2007 Dzień 8: Albania. Najladniejszy kraj na trasie, pelny kontrastow. Bieda na stacjach benzynowych (tylko paliwo, tylko z Pb, olej, brak wody i naklejek! :)), azjatycki ruch na ulicach miast (no rules), wszyscy nas pozdrawiaja (klaksonem i recoma). Dzieciaki wybiegaja na ulice, a starszy pan atakuje Darasa za probe kradziezy arbuza. Zrobilismy 200km przez gory, po poludniu wszyscy marzyli o kawalku autostrady. Przytarlismy kierunkowskazy w Afrykach :), Alpy to pikus. Na stacji benzynowej w Kukes z opalow ratuje nas Albanczyk, ktory kiedys mieszkal w Anglii z Polakami. Wieczorem wjezdzamy do Kosowa. Po przejechaniu kilkudziesieciu km nocujemy w motelu. Tu nie maja jeszcze wlasnego panstwa ale maja juz naklejki :)
11-07-2007 Dzień 7: Laski opalaja sie topless a laska (zupelnie nie topless) z chlopakami jada na szuterki. Laduja na pizzy przy plazy w Sutomorie. Wracamy po dziewczyny i jedziemy na poludnie Montenegro. Spimy znowu na plazy i znowu za darmo :) Mocno wialo. Nocleg wypadl nam 10km od granicy z Albania. W Czarnogorze nie udalo nam sie polaczyc komorka z internetem i nie bylo relacji :( za co bardzo przepraszamy kibicow :)
10-07-2007 Dzień 6: Wyjechalismy z kempingu w Chorwacji, zwiedzilismy Dubrownik, szczegolnie parking w Hiltonie :) Stare Miasto piekne ale strasznie zatloczone. Uciekalismy na poludnie, do Czarnogory. Po drodze sympatycznie wygladajaca babcia naciela nas na najgorszy i najdrozszy obiad na wyprawie. Wieczorem docieramy do Czarnogory, przejezdzamy przez Perast i Kotor. Szukamy noclegu na plazy i znajdujemy go dzieki uprzejmosci wlasciciela Beach Baru i talentom negocjacyjnym Madzi. Nocujemy za darmo, bar czynny jest 24h. Spimy na skarpie przy barze, budza nas fale Adriatyku.
09-07-2007 Dzień 5: Dzień restu. :) Nawinęliśmy już półtora tysiąca. Dziewczyny spalone na brąz, my wcinamy małże i pijemy Karlowocko. Jutro rano zwiedzamy Dubrownik i jedziemy do Czarnogóry. Dziś dodatkowo świetujemy narodziny, Marta została ciocią, Myszka urodziła Patryka.
07/08-07-2007 Dzień 3/4: Przejechaliśmy przez piękne miejsca w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie. Zmodyfikowaliśmy trasę i dzięki temu przejechaliśmy drogą z Bania Luki do Mostaru. Składanie w zakrętach co chwilę, oponki pozamykane, kufry przytarte. :) Postoje i kąpiele w jeziorach schładzały nas w 35 stopniowym upale. Noc spędziliśmy w Bośni, w miejscowości Jajce. Spaliśmy w domku z pięknym widokiem na góry. Następnego dnia zwiedziliśmy Mostar i dotarliśmy do Adriatyku. Śpimy 50km na północ od Dubrownika.
06-07-2007 Dzień 2: Wczoraj dotarlismy nad Balaton, w ogóle nie padało. Dziś pierwsze kąpiele i uciekamy do Chorwacji. Jest słoneczko!
05-07-2007 Dzień 1: Pogodowa masakra. Poznań żegnał nas deszczowymi łzami i tak zostało aż do Czech. Kondomiki się przydały. Zimne czeskie piwko zrekompensowało trudy dnia.